I to zarówno warsztatowo, jak i narracyjnie. Na dodatek jakieś fatum sprawiło, że zgromadzono w jednej produkcji Frycza, Englerta, Żmijewskiego oraz Barcisia, a finalnie żaden z nich zapewne nie zaliczy swej roli do udanych. Fabuła została poprowadzona tak szeroko, że na jej głębokość już nie starczyło materii. Niestety, chyba ambicje twórców przerosły ich możliwości. A szkoda, bo kanwa ma spory potencjał.